Saturday, May 30, 2009

Zapalę sobie.

Zapalę sobie, a co.

To był zawsze moj symbol zagubienia, zimnego podmuchu zawirowań nocnych, eskapady w nicość pogrążonej w jakiejś chorej historii.

Tymvzasem - czemu by nie zmieniać nawyków, nie nadawać im nowych znaczeń?

Tym razem niech koniec tlącego się papierosa oznacza spokój.
Przynajmniej do daty jego terminu ważności.
Oby był jak najdłuższy, oby jeszcze zachował świeżość, gdy to może ja się przeterminuję.

Niech sięga daleko, niech zaskakuje wszystkich, gdyż ja samą siebie dawno tak nie zaskakiwałam.

Że też jednak codzienność może nie boleć, a kłębek rozmów może przynieść ukojenie. Dziwnie drżą mi palce i mózg, niby jak zawsze, ale innym rytmem.

Romantyzm nocy, zimnych pocalunkow, niedowierzanie zmyslowosci - to chyba spokoj, jakiego szukalam.
Zaskakujaca kulminacja emocji, oczekiwan, zadartych ran, ukradkowych spojrzen.
Zatloczone noce w klubach, wykalkulowane komentarze z nuta sarkazmu i ironii, niewinnie erotyczne tance. To wszystko prowadzilo do ciepla, ktore mam dzis na kanapie i w samochodzie. Noc, nasze mosty, czern zdjec opowiadajaca o bieli pragnien w przeswietlonych rysach.

No comments:

Post a Comment